Póki pracujesz, nie ma czasu spojrzeć życiu...


Autor: cyniczna
26 kwietnia 2008, 09:50

Od sześciu dni robię nadgodziny... Przy czym czas mija tak szybko, ze nie zauważam, kiedy dzień przechodzi w noc. Potem wsiadam w samochód, jadę do domu 40 km. Zazwyczaj nie pamiętam już momentu zamykania bramy garażowej. Pod prysznicem trudno mi sobie przypomnieć, czy wypuściłam psy na noc do ogrodu...Przez cały czas pobytu w domu milczę. Potrafię nie zamienić z Lubym ani słowa szykując kolację (mój jedyny ciepły posiłek w ciągu dnia). Przez ten cały czas tylko raz zapytał, czy wszystko w porządku, potem nie pytał, siadał obok, kiedy włączałam telewizor, przytulał mnie wciskając w dłonie kubek gorącej herbaty.

 

Wczoraj wróciłam do domu o 23:42, nie potrafiłam znaleźć w torebce kluczy do garażu. Mieszkanie było puste. Zapomniałam, ze Luby wyjechał na dwa dni, zapomniałam pożyczyć mu "szerokiej drogi", przestrzec, by uważał na siebie, zapomniałam rano naszykować mu śniadanie na drogę. Nie poskarżył się. W łóżku zastałam świeżą pościel, herbacianą różę (trochę przywiędłą) i maleńki bilecik z czerpanego papieru "Słodkich snów, Słonko". Położyłam się w tej pościeli Jego dłońmi układanej tak, jak stałam, w ubraniu, przenoszonym makijażu... za bardzo zmęczona, by myśleć.

 

Poranek był koszmarny... szary, deszczowy i pracujący. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów zaparzyłam sobie kawy... w kubku termicznym, by móc zabrać ją do samochodu i wypić po drodze. Była 5 rano, kiedy wyjeżdżałam z garażu...

 

Jutro niedziela... za nic nie przyjdę do pracy, będę spać... z Lubym. Spać i chodzić po górach.

26 kwietnia 2008
Ważne, by nie przeoczyć momentu, kiedy praca staje się kieratem. To odczłowiecza. Stajemy się jak te konie z klapkami na oczach, którym nie pozwala się widzieć, że jest jeszcze inne, piękniejsze życie.

Dodaj komentarz