Raz, dwa, trzy...


Autor: cyniczna
17 stycznia 2008, 14:51

Dokonałam epokowego odkrycia spacerując dziś z dwuletnim synkim koleżanki! Pamiętam zadziwiająco wiele dziecięcych wierszyków, rymowanek, wyliczanek!! Zaśmiewał się do łez, a jego skrzący się śmiech był dla mnie zachętą do wygrzebywania z zakamarków pamięci coraz to innych rymowanek.

"Jese, jese, tota, jese!!" (tłumaczę: "jeszcze, jeszcze, ciocia, jeszcze!") - krzyczał zdzierając to zwoje maleńkie gardziołko.

Hitem były wierzyki matematyczne.

Jeden, dwa,
 jeden, dwa,
 pewna pani
 miała psa.
 Trzy i cztery,
 trzy i cztery,
 pies ten dziwne
 miał maniery.
 Pięć i sześć,
 pięć i sześć,
 wcale lodów
 nie chciał jeść.
 Siedem, osiem,
 siedem, osiem,
 wciąż o kości
 tylko prosił.
 Dziewięć, dziesięć,
 dziewięć, dziesięć,
 kto z nas kości
 mu przyniesie?
 Może ja?
 Może ty?
 Licz od nowa -
 raz, dwa, trzy...

"Laz, dwa, cy!!!" - wtórował mi skacząc po kałużach (czego zapewne jego matka by tego nie pochwaliła... ale w końcu miał gumaki!!! problem nie istniał) - "Tota, laz, dwa, cy!!!" - machał rączką naśladujac moje gesty wykonywane przy wyliczance domagajac się powtórki.

"Jeszcze raz?!" - wskoczyłam za nim do kałuży.

"Jese!!!!" - i odmów takiemu! Odmów mu patrząc w te śliczne, roześmiane niebieskie oczka!

Już od rana na podwórzu
 wśród patyków i wśród liści
 przycupnęli nad kałużą
 pracowici kałużyści.
 Wygrzebują brud z kałuży,
 niech kałuża będzie czysta!
 Pełne ręce ma roboty
 każdy dobry kałużysta!

"Ne, ne!!!" - przerwał mi -"laz, dwa, cy!!!" - No, tak, ciotce trzeba dokładniej wyjaśnić, który to wierszyk miał być....

Skakałam z nim po kałużach, robiłam mu "samoloty", nosiłam "na barana", zbierałam z nim patyki, recytując w nieskończoność wierszyki (koniecznie z cyferkami w tle!).

Ogon? Ogon jeden mam,
 policzyłem sobie sam!
 Nosek - jeden. Łapką czuję.
 Teraz uszy porachuję.
 Dwa mam uszka! Myję dwa,
 więc odpowiedź nie jest zła.
 Przytulę się do kanapki
 będę teraz liczył łapki.
 Jedna, druga, trzecia, czwarta...
 Ta odpowiedź szóstki warta!


LUDZIE!!!!! NIESAMOWITE!!! MOGĘ TAK BEZ KOŃCA!!!

Oddałam Adriana roześmianego, zaczerwienionego, szczęśliwego, wykrzykującego ciągle to swoje "laz, dwa". Marzena spojrzała na mnie krytycznie i pokiwała mi groźnie palcem.

"No, co?" - wzruszyłam ramionami zjeżdżając już po poręczy - "Podobno dzieci na całym świecie bywają niegrzeczne czasem, lecz to nie u nas, nie w naszym mieście - to gdzieś za górą, za lasem" - wykrzyczałam na odchodne śmiejąc się.

"Wariatka!!" - krzyk Marzeny rozległ się echem po klatce schodowej.

To ile ja mam lat??? Niech się skupię... Trzydzieści, cholera...

P.S. i szkoda, że autorów wierszyków cytowanych tutaj nie pamiętam....

18 stycznia 2008
świetna zabawa...może czas na swoje ;)

Dodaj komentarz