21 maja 2008, 13:36
Ja obmacawszy Lubego o poranku: "Dzień dobry, Mój Wężu"
Luby przytulając się mocniej: "Dzień dobry, Moja Żono"
??? Konsternacja...........
Ja obmacawszy Lubego o poranku: "Dzień dobry, Mój Wężu"
Luby przytulając się mocniej: "Dzień dobry, Moja Żono"
??? Konsternacja...........
Jestem dumna z Lubego! Taki dzielny, taki wyrozumiały, wspaniałomyślny jest!!!! Och, hymnom pochwalnym nie byłoby końca, gdybym choć jeden wyśpiewać umiała... Za cóż mu ta chwała i honory? Za moje solaryzowanie się.
Wpadłyśmy z przyjaciółką na, wydawać by się mogło, niewinny i słuszny, z punktu poprawy samooceny, pomysł, by położyć sie na solarium... na 10 minutek. Jak postanowiłyśmy, tak zrobiłyśmy. Zległyśmy pod lampami (między raczej) ergolina500. Zawsze chodzimy na 10 minut, bo dłużej ani potrzeby nie ma, ani żadna z nas by tego dłużej nie zniesła.
Po owych 10 minutach zadowolone wyszłyśmy (aczkolwiek raczej nie opalone) z postanowieniem ponownego odwiedzenia owego obiektu za dni kilka, nawet się zapisałyśmy. Śladów po opalaniu nie było absolutnie żadnych.
Wieczorem odrobinę piekły mnie pośladki, potem pod kolanami i pod ramionami. Pieczenie osiągnęło punkt kulminacyjny o godzinie 22 w sobotę. Wtedy Mój Luby postanowił ratować mnie środkami farmakologicznymi i udać się do apteki po wsparcie. Cierpliwie smarował i wklepywał specyfiki, nie skomentował ani słowem mych jęków i narzekań. Nie przespałam nocy, dostałam gorączki i zawrotów głowy. Luby dzielnie poił mnie woda mineralną, opatrywał poparzone ciało, przytulał, całował, pocieszał. W niedzielny poranek Luby pomógł mi zwlec sie z łóżka, wklepał we mnie tony medykamentów i ubrał od stóp do głów (przy czym odmówiłam katygorycznie włożenia stanika). Na tyłku już się nie dało usiąść... Och, pośladki, jakże wasza funkcja niedoceniana jest przez ludzkość!!! Cóż... niedziela była okropna, w poniedziałek rano obmyślałam możliwość nie pójścia do roboty. Dziś nareszcie żyję i me pośladki toże :)
Och, Luby, jakże ja Ci jestem wdzięczna za ten weekend... za wyrozumiełość i ... milczenie.
P.S. i co to, do cholery, za lampy były??????
I tak cały wieczór....
No, to nie jest normalne... Komentarze zupełnie zbędne są...
Niechże już Luby wraca do mnie!!!!!!
Proszę Państwa, oto miś! Miś jest bardzo wredny dziś!
Chętnie Państwu łapę poda. Chciał was pogryźć? A to szkoda!
Niespiesznie rozstawałam się z Lubym o poranku. Dźwięk budzika wydał mi się nazbyt irytujący i odgłos nachalnego brzęczenia towarzyszył mi przez cały dzień.
Niewątpliwie me nagłe rozlodowacenie w Adrszpachu minęło wraz z długim weekendem i wraz z nim przeszło do historii. Co na własnej skórze odczuła Długopazurzasta. Dzisiejszy dzień byłby dla niej może i bardziej znośny, gdyby mi w paradę po raz kolejny nie weszła. Co za tępa istota, jak rany!
Oczywiście u matki na "kawce" doszło do starcia. Problem z porozumieniem dotyczył bezpośrednio Wielce Jebniętej, więc inaczej niż katasrofą, skończyć się to nie mogło.
Po 5000 erotycznych smsach do Lubego i 2 filmach z serii bardzo XX, uznałam seks za bardzo dobry sposób na mój zły humorek i raczyłam go sobie popawić. Nie, nie masturbując się! A, fe! Jadąc do Lubego ponad 200km (w jedną stronę), by odbyć rewelacyjny stosunek w Jego hotelowym pokoju.
W drodze powrotnej uznałam za stosowne uraczyć się McDonaldem konkretniej frytkami i waniliowym szejkiem.
W domu poddałam ocenie projekt poczatkującego kolegi z pracy i uznałam go za niegodny komentarza.
Tak! Teraz mi dobrze! Wrednie, podle dobrze!