Archiwum 23 stycznia 2008


...Pić po kryjomu, a być pijanym publicznie......
Autor: cyniczna
23 stycznia 2008, 09:44

Szumiało mi w głowie, kiedy wracałam wczoraj do domu. Powiedzmy, że składanie mebli się przeciągnęło. Nie wiadomo skąd pojawili się wczoraj koledzy "monterzy-pomocnadłoń" z czymś słodkim i wysokoprocentowym. W bałaganie odnalazłam jedynie filizanki, więc laliśmy alkohol w porcelanę. Po kilku głębszych przypomniało mi się, że na wieczór z mym lubym się umówiliśmy i że ja gotuję, i że kurczak nie przyszykowany w błogiej nieświadomości nadal leży w chłodni sklepowej. "Pomocnadłoń" pobiegł do sklepu i długo go nie było. Widok kurczaka, którego ze sobą przytaszczył, tłumaczył jego opóźnienie czasowe. Zdradziecka grawitacja podstawiła mu nogę, kurczak nagle ożywiony uciekał przed nim a to chodnikiem, a to środkiem jezdni. Nawet po dokładnym opłukaniu go pod bieżącą wodą istniało ryzyko, że memu lubemu piasek w zębach zachrzęści i za nic mu nie wmówię, że to gruboziarnisty pieprz... "Pomocnadłoń" odkaził kurczaka trunkiem łatwopalnym mocno już grzejącym nam mózgi i przegrzewającym połączenia neuronowe. Użył przy tym terminu "zamarynowałem go".

 

Efekt:

Mój luby udawał uprzejmie, że mój dowcip jest naturalny i niewymuszony szalejącymi w mym krwiobiegu procentami. Przygotowanie kurczaka zajęło mi więcej czasu niż zwykle, być moze wskutek ciągłego podlewania go winem dla niepoznaki. Jednakże luby pochwalił moje talenta kulinarne, choć ja sama smaku kurczaczka nie zauważyłam, zaabsorbowana grzebaniem w kawałakach mięsa w poszukiwaniu ukrytego tam piasku. Potem dla otrzeźwienia utonęłam w wannie wypełnionej po brzegi lodowatą wodą zabarwioną na niebiesko... na niebiesko dzięki płynowi do kąpieli, który nieopatrznie doń strąciłam i którego z wielkim zapałem do dnia wczorajszego unikałam. Nienawidzę tego leśno-morkiego smrodu!!! A kiedy wygrzebałam się z ręcznika próbującego mnie niechybnie skrycie udusić w łazienkowych pieleszach, Mój luby słodko spał przy włączonym telewizorze... Być może "na szczęście"... uffff...

 

Dziś:

Mam wyrzuty sumienia. Jak mogłam??? Biedne słonko pojechało dziś do pracy bez śniadania. Och, zła, zła kobieta ze mnie!!!