Archiwum styczeń 2008


Na marginesie
Autor: cyniczna
31 stycznia 2008, 09:44

- Dzień dobry! 5 paczków z różą, poproszę.

- No, dobrze, że Pani przyszła rano, bo za kilka minut nic już nie będziemy miały. Tylko 2 tace pączków nam przywieźli dzisiaj. Ludzie nas zlinczują, bo pączków zaraz zabraknie.

Najlepsza cukiernia w mieście... No i jak my w ogólnonarodowej statystyce wyglądamy?

Jedz mniej, bramy raju są wąskie.
Autor: cyniczna
30 stycznia 2008, 14:57

Niezwykle głodna jestem!!!

 

Tak głodna, że nic więcej na ten temat nie napiszę. Udaję się na wielkie gotowanie... Ach, gdyby tylko Mój Luby wspaniałomyślnie uwolnił mnie od garów i zabrał do knajpy gdzieś. Aż się trzęsę na myśl o pizzy i piwku (a może nawet i dwóch). To się nazywa uzależnienie Perskie oko.

I nawet gdybym chciała coś więcej napisać, to i tak z pewnością sprawa kręciłaby się wokół pomysłów na biesiadowanie, a kiepska byłaby to książka kucharska.

Z zabaw i gier kobiecych
Autor: cyniczna
29 stycznia 2008, 10:35

Moi Mili...

Pragnę poinformować, iż dopiero dziś doszłam do siebie po sobotniej imprezie integracyjnej. Z czego można wnioskować, że impreza była wyjątkowo udana śmiech

Udało mi się dojachać na miejsce bez kolizji z pochylającymi się pod naporem wiatru drzewami. Wiało nieziemsko, o czym świetnie zdawały sobie sprawę moje półnagie pośladki (półnagie, bo osłonięte jedynie sukienką... Majtki w towarzystwie Mojego Lubego i tak są bezużyteczne.). Na szczęście wystawiałam swe boskie ciało na działanie halnego jedynie przez 2 minuty, czyli czas potrzebny do zamknięcia samochodu i przebieżki do drzwi lokalu. Klimacik jescze świąteczny - światełka, choinki, bombeczki. Milutko, nastrojowo. Muzyka disco polo troszkę się z tym gryzła, ale czy ktoś widział kiedyś udaną imprezę bez akordów discopolowych???? Świetnie grali, jedzenia pod dostatkiem, towarzystwo przednie!!!! I to wszystko w kwocie 60zł/osobę. Rewelacja!  Po godzinie 4 rano w wyniku opuchnięcia stóp, buty powędrowały pod stół i tańcowałam boso, rozpychając się asekuracyjnie łokciami. Kiedy o 8 rano Mój Luby zaciągnął mnie w końcu do łóżka, musiał mnie niestety rozebrać, bo siły me członki zupełnie opuściły i tylko dyspozycje głosowe mogłam wydawać Perskie oko a i to chrypiąc okrutnie (w efekcie nadwyrężenia strun głosowych głośnym zaśpiewem "kto w maju urodzony jest, ma wstać, ma wstać, ma wstać!!!"). Och, udane zakończenie karnawału. Teraz jeszcze tylko pączusie z różą w tłusty czwartek muszę zakupić i uznam, że był to całkiem udany początek 2008 roku.

 

 

P.S. Wczoraj w ramach pokuty za me słodkie grzeszki poszłam na aerobik. Ale rześko, rześko bylo Uśmiech. Kondycję to ja mam, nie tak łatwo mnie dwoma przytupami zmęczyć.

Nie śmierć mnie niepokoi, ale umieranie....
Autor: cyniczna
24 stycznia 2008, 15:18

4 pogrzeb w tym roku...

 

Zeszły rok też nie był najlepszy....

 

W 2007 roku umarli wszyscy moi przyjaciele...

Kuba - wylew (a przeciez sportowcem był, zawodowym piłkarzem), lat 29

Edyta - samobójstwo (powiesiła się po stracie dziecka), lat 26

Linda - guz mózgu (straciła przytomność i już jej nie odzyskała), lat 28

Jeżyk - zamordowany (zadźgany nożem), lat 34

I. - ........... wypadek, lat 28

 

A ten rok... czarna fala trwa.

 

Sorry, jakoś nie mam ochoty się o tym rozpisywać, ale wyrzucić czasem coś z siebie jest dobrze.

 

...Pić po kryjomu, a być pijanym publicznie......
Autor: cyniczna
23 stycznia 2008, 09:44

Szumiało mi w głowie, kiedy wracałam wczoraj do domu. Powiedzmy, że składanie mebli się przeciągnęło. Nie wiadomo skąd pojawili się wczoraj koledzy "monterzy-pomocnadłoń" z czymś słodkim i wysokoprocentowym. W bałaganie odnalazłam jedynie filizanki, więc laliśmy alkohol w porcelanę. Po kilku głębszych przypomniało mi się, że na wieczór z mym lubym się umówiliśmy i że ja gotuję, i że kurczak nie przyszykowany w błogiej nieświadomości nadal leży w chłodni sklepowej. "Pomocnadłoń" pobiegł do sklepu i długo go nie było. Widok kurczaka, którego ze sobą przytaszczył, tłumaczył jego opóźnienie czasowe. Zdradziecka grawitacja podstawiła mu nogę, kurczak nagle ożywiony uciekał przed nim a to chodnikiem, a to środkiem jezdni. Nawet po dokładnym opłukaniu go pod bieżącą wodą istniało ryzyko, że memu lubemu piasek w zębach zachrzęści i za nic mu nie wmówię, że to gruboziarnisty pieprz... "Pomocnadłoń" odkaził kurczaka trunkiem łatwopalnym mocno już grzejącym nam mózgi i przegrzewającym połączenia neuronowe. Użył przy tym terminu "zamarynowałem go".

 

Efekt:

Mój luby udawał uprzejmie, że mój dowcip jest naturalny i niewymuszony szalejącymi w mym krwiobiegu procentami. Przygotowanie kurczaka zajęło mi więcej czasu niż zwykle, być moze wskutek ciągłego podlewania go winem dla niepoznaki. Jednakże luby pochwalił moje talenta kulinarne, choć ja sama smaku kurczaczka nie zauważyłam, zaabsorbowana grzebaniem w kawałakach mięsa w poszukiwaniu ukrytego tam piasku. Potem dla otrzeźwienia utonęłam w wannie wypełnionej po brzegi lodowatą wodą zabarwioną na niebiesko... na niebiesko dzięki płynowi do kąpieli, który nieopatrznie doń strąciłam i którego z wielkim zapałem do dnia wczorajszego unikałam. Nienawidzę tego leśno-morkiego smrodu!!! A kiedy wygrzebałam się z ręcznika próbującego mnie niechybnie skrycie udusić w łazienkowych pieleszach, Mój luby słodko spał przy włączonym telewizorze... Być może "na szczęście"... uffff...

 

Dziś:

Mam wyrzuty sumienia. Jak mogłam??? Biedne słonko pojechało dziś do pracy bez śniadania. Och, zła, zła kobieta ze mnie!!!