Archiwum 25 sierpnia 2008


potrzeba
Autor: cyniczna
25 sierpnia 2008, 10:53

Nie jest mi łatwo.

 

Mam dość ciągłego "poklepywania", powtarzania, że będzie dobrze. Nie jest dobrze i dobrze nie będzie. Przyjaciele i rodzina nie patrzą mi w oczy, nie potrafią ze mną rozmawiać, udają, że nic się nie stało. To tylko ciąża.

Nie, Moi Mili, to nie „ciąża”, ani „płód”, ani „embrion”, to MOJE DZIECKO!

Może są w życiu większe tragedie i być może z większe tragedie oglądałam, być może większe dotyczyły mnie samej, ale na dzień dzisiejszy jest to moją WIELKĄ TRAGEDIĄ, NAJWIĘKSZĄ i niewiele pomagają słowa "będzie dobrze".

Pozwólcie mi opłakać moje dziecko, pogrążyć się w żałobie. Te łzy muszą zostać wylane, muszę opłakać swą stratę i śmierć dziecka (nie "tego", nie "embrionu", nie "płodu", a właśnie DZIECKA). I kiedy nie starczy mi już łez, kiedy schłodzą one palącą w sercu ranę, podniosę się i pójdę dalej... ani minuty wcześniej.

 

... i tylko test ciążowy mi pozostał i karta ciąży... i mgliste wspomnienie szczęścia, kiedy w 7tyg. na usg ujrzałam małe serduszko...
Nie, nie chcę poklepywania...
Chcę spokoju, ukojenia...

 

Fizycznie…Minął ból podbrzusza, minęły bóle krzyżowe. Nic już nie ma...

Wolałam, jak bolało. Powinno boleć. Powinno cholernie długo boleć!

 

… psychika mnie boli, wspomnienie tej na zielono wykafelkowanej szpitalnej sali i fotela ginekologicznego mnie boli...
I boli mnie, że lekarz wykonujący zabieg nawet nie uznał za stosowne się przedstawić.
I boli mnie, że na pytanie "dlaczego" usłyszałam odpowiedź "dopust boży".
I boli mnie zdanie specjalisty ginekologa "szczątki TEGO zostały wysłane do badania histopatologicznego".
I boli mnie pamięć, że "nie chciałaby Pani oglądać na ulicach tego, co się mogło się urodzić"

 

I boli mnie najbardziej, gdzieś głęboko, że nie potrafię pożegnać się z Mym Kruszkiem...

 

Żałoba jest mi potrzebna, by osiągnąć równowagę…

 

http://nekropolia.pl/karta.php?id=1371